Gorące promienie słońca uderzały ją w twarz. Dziewczyna czuła wielką chęć powrotu do dawnego życia. Ziemia była dla niej obca, czuła się tu odmieńcem. Blizny po skrzydłach nadal się nie zagoiły. Nie wiedziała ile potrwa ten proces. Nienawidziła myśli, że nie poczuje już tego ciężaru na plecach. Nie uniesie się więcej, jest skazana na ziemie. Czuła się jak Andromeda przykuta do skały, wiedziała jednak, że nie ma swojego Perseusza. Nikt jej nie uratuje. Rozejrzała się, promienie słoneczne raziły ją w oczy i ograniczały widzenie. Nie mogła dostrzec wiele, jasno niebieski ocean, złoty piach i masa ludzi z czego zwróciła uwagę tylko na jednego. Chłopak o neonowych niebieskich włosach zmierzał w jej stronę. Podciągnęła kolana pod brodę i splotła ręce wokół kostek. Było jej obojętne czy idzie do niej czy zaraz ją minie. Z jednej strony potrzebowała towarzystwa a z drugiej chciała być sama. Jednak on wybrał jej towarzystwo. Niebieskowłosy zmierzył ją wzrokiem, zaraz po tym przysiadł się do niej. Fala mocy prawie jej nie położyła. Jak mogła tego wcześniej nie zauważyć? Fakt, było tu tyle ludzi ale taka energia była wręcz niespotykana. Rozbolała ją głowa, przed oczami zaczęło robić się ciemno. Wiedziała, że wizja nadchodzi. Wtedy nieznajomy złapał ją za nadgarstek, czuła przepływającą między nimi moc. Napięcie na jego twarzy było widoczne. Żyłka na czole nerwowo mu pulsowała. Bo chwili puścił nadgarstek Vange, jego mięśnie rozluźniły się w sekundę.
- Nic ci nie jest? - spytał zatroskany. Nemezis wolno pokiwała głową i szybko wymamrotała "jest okay". Nie wierzył jej. - Twoje oczy, zaczęły....-głośno przełknął ślinę. Nie dokończył i a w głowie Vange zaczęło kłębić się mnóstwo pytań.
Odsunęła się trochę od niego, była pewna, że przysłała go upadła. Tam gdzie miesza się Loane, zawsze są kłopoty. Patrzył na nią najniewinniejszym wzrokiem jaki w życiu widziała. Gotowa była uwierzyć we wszystko co powie, wydawał się taki nieszkodliwy. Kolorowe włosy opadały mu na twarz, kilka niesfornych kosmyków latało w te i we w te. Malahitowe oczy na zawsze zapadły je w pamięć. Ubrany był w luźną zieloną bluzkę, pasującą do jego oczu i krótkie szorty, dzięki czemu widać było jego umięśnione nogi. Szybko się otrząsnęła, nie wiedziała kim a właściwie czym był ten facet. Jego wygląd był pułapką, wiedziała to. Ona nie leci na ładne buźki, nie daje się zauroczyć pierwszemu lepszemu. Musiała odejść stąd jak najszybciej, nie chciała mieć z nim do czynienia. On jednak zaczął przysuwać się niebezpiecznie blisko niej.
- Co świeżo zesłana robi tutaj sama? Czy nie powinnaś być już w świcie Dastana. - zapytał ironicznie.
Początkowo nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie miała pojęcia kim jest wspominany chłopak. Jedno ją dziwiło, była przekonana, że to Loane rządzi. Cóż najwyraźniej się myliła.
- To chyba raczej ty powinieneś się tłumaczyć co tutaj robisz. Wiem, że nie jesteś upadłym. - odpowiedziała udając nie zainteresowaną. W rzeczywistości obchodziła ją odpowiedź. Była ciekawa kim jest tajemniczy chłopak.
-Jeszcze mało wiesz o świecie, kochana. Całe życie byłaś więziona, nie dopuszczali cię do informacji. - bawił się jej emocjami i najwyraźniej świetnie się przy tym bawił.
Wzięła do ręki kamyk i rzuciła nim przed siebie. Dało się usłyszeć głośny plusk gdy zderzył się z taflą wody.
- Zdziwiłbyś się ile wiem. - wysyczała przez zaciśnięte zęby i posłała fale mocy w stronę chłopaka. Momentalnie upadł, zaczęły nim wstrząsać silne torsje. Nie tylko on miał moc.
Dziewczyna wstała i zrobiła rundkę wokół leżącego chłopaka. Czuła się wspaniale, nie lubiła osób jego typu. Cieszyła się jego bólem, nic nie mogło zepsuć tej chwili. Nie miała zamiaru go zabić, chciała tylko trochę podręczyć. Postawiła stopę na jego brzuchu, wbijając mu tym obcas w ciało. Wybuchnął śmiechem, był w doskonałym stanie co było zaskakujące w porównaniu z tym co działo się przed chwilą. Vange była zdezorientowana.
- Przyszedłem tu, żeby ci pomóc a ty zaczynasz mnie atakować - powiedział z wielkim uśmiechem na ustach. Tym razem nie wydawało się, że chce na nią wpłynąć. Był po prostu szczery. - A ty mi się tak odwdzięczasz. Jestem trochę smutny. - dodał chociaż było widać, że dobrze się bawi.
Pomogła mu wstać, potem chłopak spokojnym tempem zaczął kierować się w stronę lasu. Dziewczyna poszła za nim, byli z dala od wścibskich spojrzeń. Weszli do małego lasku, szła za nim przez jakiś czas. Zewsząd otaczały ją drzewa. Czuła słodkawy zapach wody, wiedziała, że jeziorko musi być gdzieś blisko. Gdyby była normalną dziewczyną w żadnym przypadku nie poszłaby za obcym facetem do lasu. Jednak ona była inna, potrafiła się bronić a teraz rozpaczliwie potrzebowała informacji. Przyjemny, leśny zapach łaskotał ją w nozdrza, polubiła las. Nie wiedziała dlaczego ale czuła się tu jak w domu. Splotła ramiona wokół piersi i przyspieszyła kroku. Chłopak poprawił grzywkę, zauważyła, że robił to często. Promienie słońca przebijały się przez koronę drzew i padały na nią. Przyciągała je, niebo domagało się jej, słońce jej pragnęło, jej miejsce było gdzieś indziej. Starała się nie wdepnąć w nic. Usłyszała trzask łamanej gałęzi, obróciła się, aby upewnić się, że nikt ich nie śledzi. Na szczęście to była tylko wiewiórka, która szybko zniknęła na drzewie.
- A więc ciągniesz mnie gdzieś po lesie nie mówiąc po co i gdzie właściwie idziemy? - odpowiedziała. Evangeline naprawdę potrzebowała tych informacji. Miała przeczucie, że chłopak coś wie. Gdyby chciał jej coś zrobić już dawno by to zrobił. Nie była bezbronna, nie musiała się go obawiać. - Pójście do lasu z nieznajomym nie jest najlepszą decyzją w moim życiu.
Niebieskowłosy stanął. Powoli obrócił się i zaczął lustrować ją wzrokiem.
- Boisz się, że cię zgwałcę mały aniołku? - parsknął śmiechem. - a nie zapomniałem, nie jesteś już aniołkiem.
Czuła jak złość się w niej gotuje, najchętniej by mu przywaliła ale wiedziała, że to nic nie pomoże. Chłopak umie się bronić a poza tym, nie przyszła tu, żeby walczyć. Zacisnęła ręce w pieści tak, że zbielały jej kłykcie. Wiatr zawiał i rozrzucił jej włosy na wszystkie strony. Wyglądała teraz pięknie a zarazem przerażająco. Była silna, ale nie wystarczająco, żeby odzyskać swoją własność, to bolało ją najbardziej. Chłopak nie odwracał od niej wzroku, stał spokojnie, byli na miejscu.
- Przejdźmy do konkretów. Po co mnie tu zaciągnąłeś? - Vange starała się tak manipulować głosem, żeby chłopak nie wykrył jej ciekawości.
Przysunął się do niej na kilka kroków, zaczął bawić się jej włosami. Jego oddech był lodowaty, prawie tak samo jak ręce. W żyłach aniołów płynie gorąca, złota krew, coś było nie tak. Zbliżył wargi do jej ucha i wyszeptał.
- Tu się zaczyna ta ciekawsza część.
***
Loane kochała być w centrum uwagi, ten dzień dał jej to czego pragnęła.
- Idę po nią. - Dastan wyszedł z kręgu i zaczął kierować się w stronę drzwi. Charlotte natychmiast rzuciła się za nim, powiedziała coś co tylko on usłyszał i przyprowadziła go z powrotem.
Dastan jak zwykle chciał zgrywać bohatera, zabierał dziewczynie rządnej władzy pięć minut sławy. On tego tak nie widział, chciał dopaść Evana i raz na zawsze z nim skończyć. Zrzucić go do piekła choć w jego przypadku nie byłoby to dobrym rozwiązaniem. Teraz wyszedł ze swojej kryjówki, wreszcie mógł go zranić ale oni go powstrzymywali. W środku się w nim gotowało, na zewnątrz udawał spokojnego. Nie mógł dać po sobie poznać jak bardzo jest zły, jego opanowanie równało się opanowaniu innych. Nawet Loane wydawała się spokojniejsza gdy się cofnął. Doskonale wiedział jak utrzymać wszystko w ryzach.
- Nie rozumiem tego. Dlaczego miałby po nią iść? Dlaczego ona? - pytał nerwowo Garret.
Był wielkim mięśniakiem, jednym z tych bezlitosnych. Krótko przystrzyżone włosy, jakby miał iść do wojska. Bluzki idealnie opinające jego wielkie mięśnie. Ciało przyozdobione bliznami nie zrobionymi na ziemi... Nikt nie rozumiał dlaczego tu z nimi był, wszyscy mieli możliwość zejścia piętro niżej. Gdy upadniesz droga na dół jest prosta, jednak ta w górę ciągnie się krętymi ścieżkami.
- Ktoś musiał nas podsłuchać gdy o tym rozmawialiśmy. - wyszeptała szybko Charlotte.
Loane wywróciła oczami, splotła ręce wokół piersi i spojrzała wyczekująco na Dastana. Miała nadzieje, że chłopak wreszcie wyjaśni im wszystko. Każdy wiedział, że skrywa jakąś tajemnice, która mogłaby ich wszystkich pogrążyć. Jednak chłopak z nikim się nią nie dzielił. Każdy był ciekaw co takiego skrywa. Jednak jego mur był zbyt silny, żeby dało się go zburzyć. Blondynka kiedyś próbowała się do niego zbliżyć w celu zdobycia informacji, jednak on był nieugięty. Potem zrezygnowała, nie było sensu naciskać. Nikt o tym nie mówi, ten temat jest tak delikatny, że lepiej go nie ruszać. Jednak Loan była głupia, wiele razy naraziła się chłopakowi i każdy kto ją znał, wiedział, że zrobi tak jeszcze wiele razy. On tylko patrzył się w jej oczy, nie miał zamiaru odpowiadać. Jego wzrok był chłodny i obojętny, dziewczyna ugięła się. Nagle w głowie Dastana zaświtał plan. Wiedział, że będą chcieli pójść za nim. Ale ta sprawa nie dotyczy ich, musiał to załatwić sam.
- Skoro Evan wyszedł, żeby spotkać się z tą świeżą. Jego ludzie zostali sami, bez głównej broni. Musicie ich dopaść. - powiedział jakby był przekonany, że to najważniejsza misja ich życia. Chciał, żeby uwierzyli, musieli uwierzyć. Nie mogło ich tam być. - musicie ich dopaść. - powtórzył.
Czuł narastające ekscytacje upadłych, byli szczęśliwi i gotowi, dokładnie o to chodziło. Jednak jedna osoba nie wydawała się przekonana, na jej ustach pojawił się złośliwy uśmieszek. Stałą dokładnie naprzeciwko chłopaka, wyszła z kręgu i wolnym krokiem kierowała się w jego stronę. Specjalnie to przedłużała, chciała dodać dramaturgii całemu zajściu. Dowiedziała się o tym, że Evan pokazał się i była w centrum zainteresowania. Każdy wypytywał ją o szczegóły, był pewien, że czuła się z tym cudownie. Gdy dziewczyna podeszła na tyle blisko, że mógł czuć jej oddech na jej policzku powiedziała oskarżająco.
- Musimy? Sugerujesz, że nie idziesz z nami? - wydawała się rozbawiona. Głupi uśmieszek nie schodził jej z twarzy. Gdy to powiedziała wszyscy wydali się trochę spięci. Świdrowali go wzrokiem, musiał być przekonujący. - boisz się Dastan? - w jej głosie było pełno jadu , wydawało mu się, że zaraz dotrze aż do jego serca i unieruchomi je na zawsze.
Jego twarz pozostawała obojętna. Poczuł ciepły uścisk dłoni Charlotte na jego nadgarstku. Wiedział, że dziewczyna na niego liczy. Nie chciał jej zawieść ani zostawić, jednak teraz miał ważniejsze rzeczy na głowie. Jeśli dziewczyna nie kłamała i zna prawdę, musi tam dotrzeć na czas i co najważniejsze sam.
- To chyba jasne, że nie idę. - powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - ktoś musi zająć się Evanem i dopilnować, aby Nemezis nic się nie stało.
Wydawali się zdziwieni, chłopak nie rozumiał o co chodzi. Nie powiedział nic takiego, nerwowo poprawił grzywkę. Nawet Loane na chwile zaniemówiła, niestety ten stan nie był długi.
- Skąd wiesz jak się nazywa? Myślałam, że tylko ja się z nia spotkałam. - z jej twarzy można było czytać jak z książki. Nie przybrała żadnej maski. Była po prostu zaskoczona i zdezorientowana. - ukrywasz coś przed nami. Nie podoba mi się to. - pierwszy raz usłyszał cień smutku w głosie dziewczyny.
Musiał udawać jakby nic się nie stało. Nie mógł dać po sobie poznać, że właśnie popełnił błąd. Wtedy wszystko mogłoby się wydać. A z tą tajemnicą pójdzie do grobu, jeśli w ogóle pójdzie.
- Przecież to powiedziała idioci. - wywrócił oczami i przyjął całkowicie rozluźnioną pozę. Miał nadzieje, że to kupią.
Na szczęście dla niego tak się stało. Zaczęli omawiać plan, nikt poza Loane nie zwracał na niego uwagi. Wydawało się jakby mu nie wierzyła, zabijała go wzrokiem. Śledziła każdy jego ruch i w swojej głowie snuła teorie. Dziewczyna miała dobrą pamięć, ta mała zesłana nie wspomniała swojego imienia. Nie dała się tak łatwo oszukać, nie była tak łatwowierna jak oni. Miała już dokładnie ułożony plan, będzie go śledzić. Nie dzisiaj, za jakiś czas, po trochu dowie się wszystkiego. A potem go zniszczy, żeby objąć władze. Nie pozostawi na nim suchej nitki.
Dastan usiadł na fotelu i rozejrzał się po pomieszczeniu. Salon w jego domu był naprawdę duży, zazwyczaj nie spotykała się tu ścisła czołówka, „elita". Chciało mu się śmiać gdy słyszał to określenie, każdy chciał być zapraszany na spotkanie. To właśnie w tym pokoju podejmowane były ostateczne decyzje. Ale tak naprawdę wszystko było grą, każdy o tym wiedział. Liczyło się tylko przeżycie kolejnego dnia, walczyli o przetrwanie. W żadnym z upadłych nie pozostała już nadzieja na powrót a to bardzo źle. Czasami nadzieja, może być ostanią deską ratunku, tą która sprowadzi cię na brzeg.
Białe ściany, białe dywany, jakby nie widział w swoim życiu dostatecznie dużo bieli. Wszędzie wisiały obrazy znanych malarzy. Ale to wszystko było takie kruche, ludzie z czasem zapomną. Przemijanie jest jedną z tak oczywistych rzeczy, nic nie trwa wiecznie. Może to smutne ale tak jest i Dastan to wiedział. Nienawidził tego pokoju, nienawidził ich, nienawidził tego, że musi trzymać ten sekret. Najchętniej wykrzyczałby go całemu światu, ale nie mógł, został by za to zesłany.
Nie mógł marnować więcej czasu. Musiał iść znaleźć Evana i Nemezis, z tego co mówiła Loane kierowali się w stronę lasu przy jej domu. Może mówić, że nie poszła za nimi, żeby powiadomić resztę. Jednak on wiedział, że dziewczyna się bała. W jego życiu nie ma miejsca na strach, dlatego wyszedł z domu nie oglądając się za siebie.
***
Evangeline nie odsunęła się, odebrałby to jako przejaw strachu. A na to nie mogła sobie pozwolić. Zamiast tego uśmiechnęła się czym zachęciła go do dalszego opowiadania. Cieszył ją taki obrót spraw. Przynajmniej nie będzie musiała tego z niego wyciągnąć.
- A więc jak wiesz wszyscy jesteśmy upadli. Większość została zesłana w jednym czasie za bardzo duże wykroczenie. - mówił do niej jak do dziecka, irytowało to ją lecz nie dała tego po sobie poznać. Chciała, żeby mówił dalej. Więc tylko kiwała głową, mówił o masowym zesłaniu. Wtedy upadli najsilniejsi, straciliśmy Serafy takie jak Abbadon i Asmodeusz, nawet Archaniołów. To były straszne czasy. - Ale są tacy o, których się już nie wspomina. Ci, którzy dopuścili się zdrady o wiele szybciej. Byłem jednym z pierwszych Archaniołów i upadłem. Teraz zostałem zapomniany ale chce wrócić, ty też tego chcesz dlatego powinniśmy połączyć siły nie sądzisz?
Evangeline poczuła jak w jej sercu rodzi się iskierka, chciał jej pomóc. Nie uważał, że to było nie możliwe. Na jej ustach wykwitł wielki uśmiech. Ma szanse na powrót, na powrót do domu. Zaczęła myśleć, jak za nim tęskni, jak tęskni za... W tamtym momencie upadła, myślała, że czaszka za chwile jej eksploduje. Nie pamiętała do czego miałaby wrócić, nie pamiętała dlaczego została zesłana. Każda próba przypomnienia sobie kończyła się wielkim bólem głowy, słyszała tysiące głosów. Tyle szeptów, lecz jeden był głośny i czuła, że rozpoznaje ten głos. Jakby część jej została zwrócona, jakby wreszcie była pełna. „Rób co ci każe..." wtedy poczuła zimne palce na swojej głowie. Otworzyła oczy i zobaczyła niebieskowłosego chłopaka. Czuła złość, nie wiedziała czemu miałaby słuchać tego głosu. Jednak była pewna, że nie świrowała i za chwile dowiedziałaby się czegoś ważnego. Kogo ma słuchać? Co się z nią dzieje? W głowie miała tyle pytań. Zacisnęła usta w wąską kreskę, nie dała po sobie poznać, że ma zastrzeżenia. A jeśli to nie jego polecenia miała wykonywać? Wolała jednak zaryzykować, jeśli ceną w tej grze były jej skrzydła.
- N-nic mi nie jest. - zająkała się, gdyż jeszcze nie otrząsnęła się po upadku.
Nie wiedziała jak to zrobił ale zabrał od niej cały ból i szepty z jej głowy. Był silniejszy, był jednym z pierwszych. Musiała w najbliższym czasie spytać go za co został zesłany. Wstała i otrzepała się z igieł sosny pozostałych na jej spodniach. Jedno jej nie pasowało, skoro chce wrócić to po co mu ona? Dlaczego wybrał akurat ją?
- Dlaczego wybrałeś mnie? - powiedziała a w jej głosie słychać było obawę. Nie powinna mu ufać bo kim on właściwie jest? Ale lepszy on niż Loane. - i jaki jest w tym haczyk? - dodała pełna rezerwy
On tylko uśmiechnął się sarkastycznie, po czym oddalił się i zaczął chodzić w kółko. Był piękny, silny i potężny a w jego oczach czaiło się coś niebezpiecznego. Podobało jej się to, chciała do niego dołączyć. Nie musiała wbijać do się do grona tamtych upadłych, mogła stać u boku kogoś silnego. Zamierzała z tego skorzystać.
- Tu mnie masz mała. Wybrałem cię bo bez ciebie nie mogę wrócić. Pewnie tego nie pamiętasz ale twój upadek ściśle wiąże się ze mną. - mówił tak jakby było mu przykro. - teraz muszę się odwdzięczyć, taka była przysięga.
Vange była skołowana, w ciągu minuty dowiedziała się tyle rzeczy. Dostała kawałek odpowiedzi na jedno pytanie ale została zarzucona tysiącem kolejnych. Jednak jeśli to prawda to jest szansa na odzyskanie tego czego pragnęła. Spojrzała się w jego oczy, to one go zdradzały. Może i miał wygląd nastolatka ale to w nich ukryte było cierpienie i troski wszystkich lat. Te oczy były stare, nie dusza czy wygląd, tylko właśnie one.
- Skąd mam wiedzieć, że nie zmyślasz. - spytała siląc się na obojętny ton.
Wtedy usłyszeli krzyk przepełniony złością. Odwrócili się w tym samym momencie, byli tak zajęci rozmową, że nie wyczuli jak ktoś się do nich skrada. Evan wyraźnie napiął mięśnie, dopiero po wyostrzeniu wzroku go zobaczył. Stał tam jak gdyby nigdy nic, po tylu latach śmiał mu spojrzeć w twarz. Evan ruszył by na niego, lecz powstrzymywał go fakt, że jest tu Evangeline. Musiał udawać, że nic się nie dzieje. Najchętniej rozszarpałby chłopakowi gardło. Niebieskowłosy spojrzał na swoją towarzyszkę. Była uśmiechnięta, kompletnie jej nie rozumiał. Zaraz rozpocznie się walka, nie powinno jej tu być. Był zły na siebie, to nie on powinien wyjść z kryjówki. Powinien tu kogoś przysłać. Patrzył się rozpaczliwie na Vange, jakby była tą prawdziwą Nemezis, bogini zemsty. Wtedy na coś by się mu przydała. A teraz? Należała do Evana, razem wrócą na szczyt, zostanie jego królową.
Wróciłam! Chyba miesiąc mnie nie było :/ Dobra najważniejsze, że w końcu dodałam rozdział ^^ Napiszcie co sądzicie o Evanie, Dastanie i Loane :) No chyba wam się spodobał, trochę się w nim działo ale to co będzie w następnym... Długość odpowiada? Nie wiem jakie jeszcze mogę mieć pytania :") Ale pisałam to ponad 5 godzin więc mam nadzieje, że nie ma tam tragicznych błędów :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz