Odgłosy stukających obcasów, były jedynym dźwiękiem jaki dało usłyszeć się w sali. Wszyscy wlepiali w nią oczy, a ona nie wiedziała co zrobiła. Jednak jednego była pewna, jest w tarapatach. Nie codziennie jest się zaprowadzanym do sali narad, pomieszczenie było ogromne, pomieściłoby ponad tysiąc ludzi. Wielkie kolumny, wyglądały jak utkane z chmurek, może rzeczywiście takie były. Wszędzie widać było złoto i biel, władza i potęga. Dziewczyna czuła mocny zapach lawendy, który drażnił jej nozdrza. Ściany okryte były licznymi obrazami, niektóre przypominały miejsca na ziemi, które nigdy nie dane były jej zobaczyć. Jednak większość przedstawiała anioły, walczące anioły.
Podłoga była wykonana ze szkła, doskonale było widać piętra pod nami. Nie było tam nikogo, co wydawało jej się podejrzane. Dziewczyna poczuła mocny skurcz w brzuchu, ręce zaczęły jej się pocić. Czuła się naga pod spojrzeniem stu potężnych aniołów. Nie chciała odwrócić wzroku, wiedziała, że to jest oznaką poddania. Nie było słychać już nawet odgłosy kroków, grobowa cisza dłużyła się niemiłosiernie. W końcu cisza została przerwana, co jednak nie przyniosło jej ulgi.
-Nemezis, za twoje liczne przewinienia i nie wykonywanie rozkazów zostajesz zasłana. - powiedział pewnym głosem Redley, jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Dziewczyna starała się nie zdradzać po sobie jaki wielki szok to w niej wywołało. Została zesłana, upadła. - Twoje skrzydła zostaną ci odebrane w trakcie zesłania. - dodał jakby poprzednia wiadomość, niedostatecznie ją zraniła
Wydała z siebie przeraźliwy jęk, chciała uciekać, musiała to zrobić, nie da sobie odebrać skrzydeł. W ciągu sekundy zerwała się i ruszyła w stronę drzwi, oni jednak byli szybsi. Dopadli ją i skrępowali jej ręce, nie dając szans na żaden ruch. Zaczęła się szarpać, chociaż wiedziała, że to nic nie da. Całe życie była na szczycie, była zwyciężczynią a proszę jak skończyła. Nie widziała dla siebie ratunku, musiała jednak walczyć.
-Matthew pomóż mi, nie mogą tego zrobić - krzyknęła wyrażając całą swoją rozpacz, on jednak się nie ruszył. W oczach brata widziała ból, którego nie mógł wyrazić żadnym innym sposobem. Nie miała mu tego za złe, wiedziała, że to by nic nie pomogło.
Uwolniła swoje skrzydła, a siła uderzenia odrzuciła zdezorientowanych strażników na ścianę. Wróciła do ucieczki, biegła najszybciej jak umiała. Wiedziała gdzie musi dotrzeć, tylko jedna osoba mogła jej teraz pomóc. Ten, który ją w to wplątał, ten, którego kochała. Nie powinna się na to godzić, powinna odmówić. Gdyby można było cofnąć czas, nie zawahałaby się. Korytarz nie był duży, cieszyło ją to, nie mogli na nią wpaść całym stadem.
Nie została jej dużo do przebiegnięcia, jeszcze tylko kilkanaście metrów. Niestety strażnicy wciąż siedzieli jej na ogonie, wyciągali ręce, żeby ją złapać. Metalowe drzwi były już tak blisko, gdyby wyciągnęła ręce mogłaby je dotknąć. Wtedy została powalona, ostatnie co pamięta to zielone oczy, nienaturalnie zielone i dziwne uczucie w brzuchu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz