***
Stało nad nią około piętnastu upadłych, ledwie kilkoro z nich potrafiła rozpoznać, Loane, osiłek który zniszczył jej nadzieje na powrót do domu i mała ruda dziewczyna, widziała ją gdzieś już. Dziwiło ją, że nie ma z nimi czarnowłosego chłopaka z, którym była na polanie. Ostatnim co pamiętała był on, przyłączyła się do niego. Po tym urwał jej się film, spojrzała na siebie. Porcelanowa cera, długie chude palce i popękane kostki u rąk, wyglądały przerażająco. Dziwiło ją, że nie zregenerowały się, musiała na to mieć wpływ czyjaś moc. W jej włosach znajdowało się kilka gałązek, zaczęła je wyciągać nie przejmując się innymi.
- Wiesz co tu robisz? - zapytała kojącym głosem rudowłosa - Pamiętasz cokolwiek?
Evangeline przerwała czynność i powoli odwróciła głowę w stronę dziewczyny, zmierzyła ją chłodnym wzrokiem. Nie wiedziała dlaczego ale ufała tamtemu chłopakowi, nie im.
- Gdzie on jest? - zapytała mając nadzieje, że wiedzą o kogo chodzi. Nie pamiętała jego imienia.
W tamtym momencie ktoś gwałtowi otworzył drzwi, trzasnął nimi i energicznym krokiem podszedł w stronę łóżka na, którym leżała dziewczyna. Natychmiastowo się rozsunęli, żeby zrobić mu przejście. Obawiał się, że Loane coś zepsuła. Nowa jest po ich stronie, ale nie da się jej kontrolować. Nie podporządkuje się zasadom, nie przeszkadzało mu to. Chociaż on sam je stworzył, nienawidzi ich. Wszyscy ślepo za nim podążają, wierzą że nie popełnia błędów. Ona może mu pomóc, nie mógł pozwolić na to, żeby przeszła na stronę Evana.
- Wyjdźcie, muszę z nią porozmawiać. - powiedział chłodno. Wszyscy oprócz jednej osoby ruszyli w stronę wyjścia. Ona stała tam i prowokująco bawiła się kosmykiem włosów.
- Dastanku, nie możemy sobie pójść, teraz jest czas na inicjacje. - powiedziała irytująco słodkim głosem Loane.
Zacisnął pięści, i spojrzał na nią morderczym wzorkiem. Mieli teraz poważniejsze rzeczy do roboty niż jakaś impreza. Jednak wszyscy zaczęli wracać na poprzednie miejsca i przytakiwać dziewczynie. Tracił kontrole, nie mógł sobie na to pozwolić. W głębi duszy wiedział, że ona ma racje. Każdy musi mieć swoją inicjacje.
- Niechętnie to mówię, ale zgadzam się z nią - powiedziała Charlotte.
Evangeline zaczęła się wiercić, wszyscy wydawali się jej nie zauważać. Byli zajęci dyskusją o inicjacji, ona nie miała zielonego pojęcia o co chodzi. Spojrzała błagalnie na chłopaka, chciała żeby wszyscy wyszli. Musiała z nim porozmawiać, jednak oni zaczęli się kłócić.
- Co tu się do cholery dzieje? O czym wy mówicie? - wyrzuciła z siebie dziewczyna.
Wszyscy zamilkli, jakimś cudem usłyszeli ją w tym harmidrze.
- Mała, chodzi o to, że musimy zrobić ci powitalną imprezę. -powiedział radośnie chłopak, który stał za Loane.
Dopiero teraz dokładniej mu się przyjrzała, na głowie miał burze blond włosów, odruchowo chciała przejechać po nich dłonią. Niebieskie oczy wpatrywały się w nią natarczywie, widziała w nich małą iskierkę, której nie potrafiła odszyfrować. Gdy zauważył, że mu się przygląda od razu się uśmiechnął.
- Może macie racje. - Dastan wydawał się nie przekonany, jednak mówił dalej. - Ale na razie wyjdźcie, muszę z nią porozmawiać.
Wszyscy posłusznie skierowali się do drzwi, tylko tamten blondyn stał niewzruszony i świdrował lidera wzrokiem. Powiedział coś do niego po czym odwrócił się i wyszedł, jednak Evangeline nie mogła go usłyszeć, mówił za cicho. Upadły parsknął śmiechem, jednak szybko się powstrzymał i usiadł na brzegu łóżka. Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, on też wydawał się nie chętny do rozmowy. Przez kilka minut siedzieli tak w milczeniu, cisza nie była niezręczna, wręcz przeciwnie, mogłaby z nim siedzieć tak cały dzień. Był zmęczony, wory pod oczami były wynikiem nieprzespanej nocy, może nie jednej. Jego kurtka podwinęła się w górę, więc mogła zobaczyć, że kostki u jego dłoni zaznaczone były złotymi plamkami zastygłej krwi. Coś się jej nie zgadzało, nie powinien mieć żadnego śladu po tym. Złapała go za rękę, żeby przyjrzeć się raną on zabrał ją w ciagu sekndy.
- Co ty robisz? - prawie krzyknął, wydawał się gotowy do wybuchu. Natychmiast zasłonił rękę zbyt długim rękawem kurtki.
- J-ja. - Evangeline zaczęła się jąkać. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć, nie rozumiała czemu tak zareagowała. Przecież się go nie boi, ona nie boi się niczego.
Wstała z łóżka, żeby znaleźć się jak najdalej od niego. Irytował ją, wybuchał bez większego powodu.
- Dlaczego tu przyszedłeś? - warkneła, mając nadzieje, że jeszcze bardziej go rozzłości. Wydało jej się to zabawne.
Tym razem jego twarz skamieniała, nie było na niej żadnych emocji. Zrobił kilka kroków do przodu, skracając dzielącą ich odległość kilkakrotnie. Czuła jego oddech na swoim policzku, gdyby tylko chciała mogłaby go pocałować.
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie Evangeline, dlaczego tu jesteś? - jego głos był zimny i oschły.
Dziewczyna podniosła głowę i wyzywająco spojrzała mu w oczy. Nie wiedziała co odpowiedzieć, wolała nie dzielić się z nikim swoimi wizjami. Nie chciała pokazać, że nie wie co odpowiedzieć. Wtedy przyszedł ból, gdyby nie to, że wolałaby zginać niż pokazać słabość przed Dastanem, upadłaby. Jednak zamiast tego stała, pomimo przeszywającego ją bólu. Czuła jak traci nad sobą kontrole, widziała tylko szarą mgiełkę. Nie panowała nad swoim ciałem, niekontrolowane słowa wypływały z jej ust.
- Dlaczego tu jestem? Oh to bardzo proste, zrobiłam coś na co żadnego z was nie byłoby stać. Upadłam, a teraz jestem tutaj i mam zamiar strącić Evana do piekła. - nagle odzyskała panowanie nad sobą, a ból ustąpił. Jednak czuła, że nie jest sama w swoim ciele. Tak jakby je z kimś dzieliła.
Dastan wydawał się autentycznie przestraszony, odsunął się krok do tyłu i wyrzucił z siebie jedno słowo "kłamiesz". Miała jakoś zareagować, ale drzwi otworzyły się i wparował przez nie uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn.
- Chyba możemy zacząć przygotowywać się do imprezy! - powiedział radosnym głosem.
Dastan odwrócił się napięcie i wyszedł.
***
- Chyba się jeszcze nie przedstawiłem, Nazywam się Leo. - powiedział typowym dla niego pogodnym głosem.
Zdążyła zauważyć, że uśmiech nigdy nie schodził mu z twarzy. Wkroczyli razem do sali pełnej upadłych aniołów. Większość z nich ubrana była w obcisłe, czarne ciuchy. Ona miała na sobie białą rozkloszowaną sukienkę,z wyciętymi plecami i złotymi elementami, którą przyniosła jej Charlotte.
Nie widziała żadnej znajomej twarzy wśród tłumu, ale nie przeszkadzało jej to, obok siebie miała towarzysza, którego zamierzała się na razie trzymać. Rozejrzała się w okół, przy ścianach stały długie stoły pełne jedzenia i jakichś napojów. W najciemniejszym koncie mieściło się stanowisko osoby odpowiedzialnej za muzyke. Była niezła, przynajmniej tak uważała Vange, jednak ona nie wiedziała o niej za dużo, nigdy nie była na imprezie, w niebie musiała trzymać się surowego grafiku. Miała nadzieje spotkać Dastana, nie rozumiała nic z tego co wydarzyło się podczas ich ostatniego spotkania. Jednak teraz na pewno szybko na neigo nie wpadnie, ktoś włączył światła, Ogromne reflektory raziły ją po oczach, całość dopełniała wielka kula wypełniona brokatem i mocną żarówką. Cała sala świeciła się na kolorowo. Odruchowo zasłoniła twarz ręką.
- Da się przyzwyczaić. - powiedział nonszalancko Leo i wzruszył ramionami. - Przyniosę ci coś do picia, nie ruszaj się stąd. - dodał i zniknął pośród tłumu.
Nie zamierzała nigdzie iść, ale zanim się spostrzegła ktoś pociągnął ją za ramie. Nim się spostrzegła a była już na drugim końcu sali razem, przy stołach z jedzeniem. Ściągnęła włosy z twarzy,a by zobaczyć kto ją tu zaciągnął. Spodziewała się każdego, tylko nie Loane. A to właśnie ona stała teraz przed nią i rzuciła się jej na szyje.
-Vange, tak się ciesze, że przyszłaś. Mam nadzieje, że nie jesteś na mnie zła, nasze pierwsze spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych, ale bardzo się stresowałam i tak jakoś samo wyszło. - mówiła tak szybko, że dziewczyna ledwie ją rozumiała.
Jej ręce zacisnęły się na jej szyi, Evangeline nie odwzajemniła uścisku, była zbyt zaskoczona. Szybko odsunęła się od upadłej i przyjrzała się jej uważnie. Nie widziała cienia wrogości, ale mogłaby być dobrą aktorką. Nie ufała ani jej śnieżnobiałemu uśmiechowi, ani tym dużym oczom z, których biła radość.
- Jest okay. - odpowiedziała, chociaż zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
Blondynka otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale zagłuszył ją głos Dastana, który rozbrzmiał na całą sale.
- Evangeline upadła, trafiła teraz pod opieke zamieszkujących te planete aniołów. Jak każdy z was dostała wybór, postanowiła dołączyć do nas i sprzeciwić się Evanowi. - zrobił chwile przerwy, na to aby wszyscy mogli powitać jego słowa krzykami radości i brawami. - A teraz jest tu z nami. - Wskazał na nią ręką, a reflektory natychmiastowo ją oświetliły. Zwykle czuła się dobrze będąc w centrum uwagi, jednak teraz coś wprawiało ją w zakłopotanie. - Powitajcie ją. - krzyknął, po czym odłożył mikrofon i zniknął w tłumie.
Ludzie zaczęli podchodzić do niej masowo, każdy coś do niej mówił, chciał zamienić z nią parę słów, ona podczas całego zamieszania miała nadzieje znaleźć gdzieś Leo. Ktoś złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, już miała zacząć się szarpać ale zobaczyła twarz znajomego.
- Miałaś nie odchodzić. - zaśmiał się i wręczył jej plastikowy kubeczek wypełniony prawie do pełna.
W niebie smakowała tylko napoi, wody i wina, to nie smakowało jak żadne z nich. Duszkiem opróżniła kubek do połowy. Jej głowę wypełniły przyjemne bąbelki.
- Loane mnie gdzieś zaciagnęła, wydawała się bardzo miła. Powinnam się bać? - zapytała ostrożnie.
- Jest miła tylko, gdy czegoś chce. Powinnaś uważać, zazwyczaj jest typową suką. - roześmiał się i wziął duży łyk napoju.
Evangeline wzruszyła ramionami i wypiła zawartość kubka, po czym wyrzuciła go do najbliższego śmietnika. Muzyka momentalnie się zmieniła, pary zaczęły kołysać się w rytm wolnej melodii. Poczuła się trochę niezręcznie, nigdy nie tańczyła wolnego tańca, nawet nie wiedziała czy umie. Nie musiała długo czekać, żeby Leo poprosił ją na parkiet. Głupio było jej zaprzeczyć, więc zgodziła się. Szli w stronę par, żeby się przyłączyć gdy nagle ktoś zagrodził im drogę. Dastan stał tam, ubrany w czarny garnitur z białym krawatem. Wyglądał dużo lepiej niż kilka godzin temu, nie było po nim widać ani śladu minionego dnia. Zlustrował blondyna wzrokiem, po czym przeniósł go na Vange.
- Mogę prosić? - zapytał szarmancko.
Dziewczyna miała powiedzieć, że właściwie jest teraz zajęta lecz zobaczyła, że jej towarzysz gdzieś zniknął. Nie przyszło jej nic innego jak tylko się zgodzić.
- Mała, chodzi o to, że musimy zrobić ci powitalną imprezę. -powiedział radośnie chłopak, który stał za Loane.
Dopiero teraz dokładniej mu się przyjrzała, na głowie miał burze blond włosów, odruchowo chciała przejechać po nich dłonią. Niebieskie oczy wpatrywały się w nią natarczywie, widziała w nich małą iskierkę, której nie potrafiła odszyfrować. Gdy zauważył, że mu się przygląda od razu się uśmiechnął.
- Może macie racje. - Dastan wydawał się nie przekonany, jednak mówił dalej. - Ale na razie wyjdźcie, muszę z nią porozmawiać.
Wszyscy posłusznie skierowali się do drzwi, tylko tamten blondyn stał niewzruszony i świdrował lidera wzrokiem. Powiedział coś do niego po czym odwrócił się i wyszedł, jednak Evangeline nie mogła go usłyszeć, mówił za cicho. Upadły parsknął śmiechem, jednak szybko się powstrzymał i usiadł na brzegu łóżka. Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, on też wydawał się nie chętny do rozmowy. Przez kilka minut siedzieli tak w milczeniu, cisza nie była niezręczna, wręcz przeciwnie, mogłaby z nim siedzieć tak cały dzień. Był zmęczony, wory pod oczami były wynikiem nieprzespanej nocy, może nie jednej. Jego kurtka podwinęła się w górę, więc mogła zobaczyć, że kostki u jego dłoni zaznaczone były złotymi plamkami zastygłej krwi. Coś się jej nie zgadzało, nie powinien mieć żadnego śladu po tym. Złapała go za rękę, żeby przyjrzeć się raną on zabrał ją w ciagu sekndy.
- Co ty robisz? - prawie krzyknął, wydawał się gotowy do wybuchu. Natychmiast zasłonił rękę zbyt długim rękawem kurtki.
- J-ja. - Evangeline zaczęła się jąkać. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć, nie rozumiała czemu tak zareagowała. Przecież się go nie boi, ona nie boi się niczego.
Wstała z łóżka, żeby znaleźć się jak najdalej od niego. Irytował ją, wybuchał bez większego powodu.
- Dlaczego tu przyszedłeś? - warkneła, mając nadzieje, że jeszcze bardziej go rozzłości. Wydało jej się to zabawne.
Tym razem jego twarz skamieniała, nie było na niej żadnych emocji. Zrobił kilka kroków do przodu, skracając dzielącą ich odległość kilkakrotnie. Czuła jego oddech na swoim policzku, gdyby tylko chciała mogłaby go pocałować.
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie Evangeline, dlaczego tu jesteś? - jego głos był zimny i oschły.
Dziewczyna podniosła głowę i wyzywająco spojrzała mu w oczy. Nie wiedziała co odpowiedzieć, wolała nie dzielić się z nikim swoimi wizjami. Nie chciała pokazać, że nie wie co odpowiedzieć. Wtedy przyszedł ból, gdyby nie to, że wolałaby zginać niż pokazać słabość przed Dastanem, upadłaby. Jednak zamiast tego stała, pomimo przeszywającego ją bólu. Czuła jak traci nad sobą kontrole, widziała tylko szarą mgiełkę. Nie panowała nad swoim ciałem, niekontrolowane słowa wypływały z jej ust.
- Dlaczego tu jestem? Oh to bardzo proste, zrobiłam coś na co żadnego z was nie byłoby stać. Upadłam, a teraz jestem tutaj i mam zamiar strącić Evana do piekła. - nagle odzyskała panowanie nad sobą, a ból ustąpił. Jednak czuła, że nie jest sama w swoim ciele. Tak jakby je z kimś dzieliła.
Dastan wydawał się autentycznie przestraszony, odsunął się krok do tyłu i wyrzucił z siebie jedno słowo "kłamiesz". Miała jakoś zareagować, ale drzwi otworzyły się i wparował przez nie uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn.
- Chyba możemy zacząć przygotowywać się do imprezy! - powiedział radosnym głosem.
Dastan odwrócił się napięcie i wyszedł.
***
- Chyba się jeszcze nie przedstawiłem, Nazywam się Leo. - powiedział typowym dla niego pogodnym głosem.
Zdążyła zauważyć, że uśmiech nigdy nie schodził mu z twarzy. Wkroczyli razem do sali pełnej upadłych aniołów. Większość z nich ubrana była w obcisłe, czarne ciuchy. Ona miała na sobie białą rozkloszowaną sukienkę,z wyciętymi plecami i złotymi elementami, którą przyniosła jej Charlotte.
Nie widziała żadnej znajomej twarzy wśród tłumu, ale nie przeszkadzało jej to, obok siebie miała towarzysza, którego zamierzała się na razie trzymać. Rozejrzała się w okół, przy ścianach stały długie stoły pełne jedzenia i jakichś napojów. W najciemniejszym koncie mieściło się stanowisko osoby odpowiedzialnej za muzyke. Była niezła, przynajmniej tak uważała Vange, jednak ona nie wiedziała o niej za dużo, nigdy nie była na imprezie, w niebie musiała trzymać się surowego grafiku. Miała nadzieje spotkać Dastana, nie rozumiała nic z tego co wydarzyło się podczas ich ostatniego spotkania. Jednak teraz na pewno szybko na neigo nie wpadnie, ktoś włączył światła, Ogromne reflektory raziły ją po oczach, całość dopełniała wielka kula wypełniona brokatem i mocną żarówką. Cała sala świeciła się na kolorowo. Odruchowo zasłoniła twarz ręką.
- Da się przyzwyczaić. - powiedział nonszalancko Leo i wzruszył ramionami. - Przyniosę ci coś do picia, nie ruszaj się stąd. - dodał i zniknął pośród tłumu.
Nie zamierzała nigdzie iść, ale zanim się spostrzegła ktoś pociągnął ją za ramie. Nim się spostrzegła a była już na drugim końcu sali razem, przy stołach z jedzeniem. Ściągnęła włosy z twarzy,a by zobaczyć kto ją tu zaciągnął. Spodziewała się każdego, tylko nie Loane. A to właśnie ona stała teraz przed nią i rzuciła się jej na szyje.
-Vange, tak się ciesze, że przyszłaś. Mam nadzieje, że nie jesteś na mnie zła, nasze pierwsze spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych, ale bardzo się stresowałam i tak jakoś samo wyszło. - mówiła tak szybko, że dziewczyna ledwie ją rozumiała.
Jej ręce zacisnęły się na jej szyi, Evangeline nie odwzajemniła uścisku, była zbyt zaskoczona. Szybko odsunęła się od upadłej i przyjrzała się jej uważnie. Nie widziała cienia wrogości, ale mogłaby być dobrą aktorką. Nie ufała ani jej śnieżnobiałemu uśmiechowi, ani tym dużym oczom z, których biła radość.
- Jest okay. - odpowiedziała, chociaż zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
Blondynka otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale zagłuszył ją głos Dastana, który rozbrzmiał na całą sale.
- Evangeline upadła, trafiła teraz pod opieke zamieszkujących te planete aniołów. Jak każdy z was dostała wybór, postanowiła dołączyć do nas i sprzeciwić się Evanowi. - zrobił chwile przerwy, na to aby wszyscy mogli powitać jego słowa krzykami radości i brawami. - A teraz jest tu z nami. - Wskazał na nią ręką, a reflektory natychmiastowo ją oświetliły. Zwykle czuła się dobrze będąc w centrum uwagi, jednak teraz coś wprawiało ją w zakłopotanie. - Powitajcie ją. - krzyknął, po czym odłożył mikrofon i zniknął w tłumie.
Ludzie zaczęli podchodzić do niej masowo, każdy coś do niej mówił, chciał zamienić z nią parę słów, ona podczas całego zamieszania miała nadzieje znaleźć gdzieś Leo. Ktoś złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, już miała zacząć się szarpać ale zobaczyła twarz znajomego.
- Miałaś nie odchodzić. - zaśmiał się i wręczył jej plastikowy kubeczek wypełniony prawie do pełna.
W niebie smakowała tylko napoi, wody i wina, to nie smakowało jak żadne z nich. Duszkiem opróżniła kubek do połowy. Jej głowę wypełniły przyjemne bąbelki.
- Loane mnie gdzieś zaciagnęła, wydawała się bardzo miła. Powinnam się bać? - zapytała ostrożnie.
- Jest miła tylko, gdy czegoś chce. Powinnaś uważać, zazwyczaj jest typową suką. - roześmiał się i wziął duży łyk napoju.
Evangeline wzruszyła ramionami i wypiła zawartość kubka, po czym wyrzuciła go do najbliższego śmietnika. Muzyka momentalnie się zmieniła, pary zaczęły kołysać się w rytm wolnej melodii. Poczuła się trochę niezręcznie, nigdy nie tańczyła wolnego tańca, nawet nie wiedziała czy umie. Nie musiała długo czekać, żeby Leo poprosił ją na parkiet. Głupio było jej zaprzeczyć, więc zgodziła się. Szli w stronę par, żeby się przyłączyć gdy nagle ktoś zagrodził im drogę. Dastan stał tam, ubrany w czarny garnitur z białym krawatem. Wyglądał dużo lepiej niż kilka godzin temu, nie było po nim widać ani śladu minionego dnia. Zlustrował blondyna wzrokiem, po czym przeniósł go na Vange.
- Mogę prosić? - zapytał szarmancko.
Dziewczyna miała powiedzieć, że właściwie jest teraz zajęta lecz zobaczyła, że jej towarzysz gdzieś zniknął. Nie przyszło jej nic innego jak tylko się zgodzić.
Chłopak położył ręce na jej talii i przysunął ją do siebie, ona zaplotła ręce w okół jego karku. Zaczęli kołysać się w rytm wolnej melodii. Jednak nie mogła pozbyć się wizji, bliskiego wybuchu Dastana. Jego nastroje były tak zmienne, nie wiedziała co o nim sądzić. W tym momencie go lubiła, następnie miała ochotę go zabić.
- Chciałem przeprosić cię za tamto. - nie mogła rozszyfrować nic z tonu jego głosu. - nie powinienem był tak zareagować.
Dziewczyna nie zamierzała zapomnieć o tym, wiedziała co widziała. Nie pozostawi tego tak, będzie drążyła temat dopóki nie dowie się prawdy.
- Dastan, dlaczego nie goją ci się rany? - wyszeptała najbardziej niewinnym tonem na jaki ją było stać.
Jego oczy natychmiastowo pociemniały, zacisnął ręce mocniej,przez co poczuła lekkie ukłucie bólu. Chłopak tylko westchnął i przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie. Nie wiedziała czemu ale chciała włożyć ręce w czarną czuprynę na jego głowie i pozbyć się całkowicie dzielącej ich przestrzeni. Szybko pozbyła się tej wizji z głowy. Chłopak wyszeptał jej do ucha "Niektóre rzeczy nigdy nie ujrzą światła dziennego", po czym odszedł zostawiając ją samą na środku parkietu.
Ruszyła do przodu, zatrzymała się przy jednym ze stołów i nalała sobie jeszcze więcej napoju. Stała tam kilka minut i wlewała w siebie coraz więcej. Nawet nie zauważyła kiedy zaczęło jej się kręcić w głowie. Chciała znaleźć Charlotte, Leo lub nawet Loane. Jednak widziała same nieznajome twarze. Jeden chłopak przykuł jej uwagę, miał brązowe i piercing w brwi. Nagle wspaniałym pomysłem wydało się jej zatańczenie z nim. Szybkim krokiem podeszła do niego, potknęła się przy tym dwa razy. Chłopak miał zielone oczy, i kolor włosów jak kot, którego ostatnio widziała na ulicy. Oznajmiła mu to, była dumna z siebie, że odkryła to podobieństwo.
- Wyglądasz jak przejechany kot, którego ostatnio widziałam na ulicy. - powiedziała śmiertelnie poważnie. - Zatańczysz?
Chłopak spojrzał się na nią zmieszany, a wszyscy stojący obok wybuchnęli śmiechem. Ten nie wyglądał na zadowolonego, odwrócił się na pięcie i odszedł.
Dziewczyna nie zamierzała przepuścić okazji do tańca, nawet bez niego mogła się dobrze bawić. Zaczęła szaleć w rytm szybkiej muzyki robiąc w okół siebie zamieszanie. Rozpuściła włosy i zarzuciła niby do tyłu. Nawet nie zauważyła gdy wszyscy zeszli z parkietu i została sama. Nie przejmowała się tym, jeśli nie chcieli się z nią bawić równie dobrze może zrobić to sama.
Nagle podeszłą do niej Loane, ona też wydawała się doskonałym nastroju do zabawy. Nie myślała, ze kiedykolwiek ucieszy się tak na jej widok. Niestety za nią stał oburzony Leo i próbował zaciągnąć ją w jakieś spokojne miejsce. Psuł jej humor, nie zamierzała mu na to pozwolić.
- Wszystko psujesz! Zobacz tutaj może być naprawdę zabawnie! - Krzyknęła, żeby przebić się przez muzykę.
Zaczęła wymachiwać biodrami i rękami, druga dziewczyna szybko się do niej przyłączyła. Chciały pociągnąć chłopaka w ich stronę. Vange wpadła na Loana a ta się i przewróciła, wpadając w miskę z nieznanym Evangeline napojem. Cała zawartość znalazła się na niej, zaczęła krzyczeć a zgromadzenie wpadli w śmiech i wykrzykiwali imię nowej upadłej. Każdy podbiegł do niej, ludzie brali ją na ręce. Nie wiedziała co się dzieje, jednak zauważyła, że ktoś wyprowadza przemoczoną dziewczynę z sali. Zaśmiała się i oparła głowę o czyjeś ramie. Ktoś podstawił jej szklankę pod nos. Nie musiał czekać długo na jej reakcje, szybko ją opróżniła.
- Evangeline! Mistrzyni w piciu wódki! - Czyiś krzyk przebił się przez salwe śmiechu.
Teraz znała nazwę tego płynu, wódka. Ta nazwa wydał się jej wtedy śmieszna, przeliterowała ją na głos kilka razy.
- Masz słabą głowę, kochanie. - usłyszała zatroskany głos Dastana.
Uznała to za obelgę, nie podobało się jej, że mówił do niej w ten sposób. Może i miała "słabą głowę", ale miała też świetne pomysły i moc.
- Tak? A ty masz słabą lampę nad głową. - powiedziała tonem wypranym z emocji. Tak jakby po prostu stwierdzała fakt.
Chłopak spojrzał się na nią jak na biednego szczeniaka, zapewne nie zrozumiał tego co mu powiedziała. Dziewczyna podniosła dwa palce i skierowała mgiełkę mocy w stronę lampy wiszącej nad głową chłopaka, w ciągu sekundy pękła. Fala złotego brokatu spadła na chłopaka, wyglądał jak bożonarodzeniowa choinka. Jego reakcja całkowicie zaskoczyła dziewczynę. Spodziewała się jakiegoś typowego dla niego wybuchu złości. On tylko kiwnął głową i podszedł do niej.
- Masz racje, miałem słabą lampę nad głową. A teraz cię zaniosę do łóżka, dobrze? - nie pytając ją o zdanie wziął ją na ręce i zaczął wynosić z sali.
Dziewczyna zauważyła, że zostawiał na niej ślady brokatu. Nie podobało jej się to, martwiła się, że Charlotte może się zdenerwować, że ubrudziła sukienkę. Oczy zamykały jej się same, nie chciała, żeby tak było. Zależało jej na tym, żeby patrzeć na niego przez całą drogę. Było jej tak wygodnie, chłopak nawet nie okazywał zmęczenia, niesieniem ją.
- Ubrudziłeś mnie tym brokatem - powiedziała z wyrzutem Evangeline. - ale jesteś przystojny, więc ci wybaczam.
Uniósł lekko kąciki ust, to było ostatnie co zobaczyła dziewczyna przed całkowitym odpłynięciem.